Kilka moich wierszy o Bogu i Maryi

Jak pragnę piękna

szukałem cię tysiąc lat.

Chciałem usłyszeć twój głos,

ale ty mówiłeś inaczej.

Wołałeś do mnie skowronkami,

wiszącymi ogrodami.

Chciałem zrozumieć poemat,

który zapisałeś liniami

papilarnymi na mojej dłoni

i wszystkie swoje wiersze

wyszeptać ci do ucha.

Przedzierałem się za tobą, wędrowałem,

a teraz swój kij składam w twoje ręce.

Więc wiej ogniu, tak jak chcesz

i wypal we mnie to co pragniesz.

Podpal też moje serce

niech płonie do ciebie.

Niech waży tyle,

co jeden twój oddech.

Niech patrzę na ludzi

przez twoje przebite serce.

Przemień w wino miłości

wodę mnie.

Zawołaj mnie umiłowany,

już czas, pobiegnijmy.

***

Utkaj moje serce ze światła,

niech cień nie ma we mnie nic swojego.

Moja dusza niech będzie prosta

jak przebiśnieg.

Daj mi twoje oczy,

abym obdarzał nimi miłością.

Uczyń mnie najmniejszym,

niech stanę się dzieckiem.

Podaję Ci moje stopy,

poślij mnie gdzie chcesz.

Niech nie zatrzymuję na sobie

żadnych spojrzeń,

ale inni widząc mnie

niech patrzą na ciebie.

Odwiąż mnie ode mnie.

Niech będę ziarnem

w twojej dłoni,

którą siejesz obficie.

Niech wyrosnę w roślinę,

której owoce mają smak miłości.

Uczyń mnie miłością.

***

Witraże gasły i wskazywały

sobą na ciebie melodyjko,

wietrzyku, emisariuszko

ulotnych zapachów.

Świerszcze szturmowały niebo,

a ja chwytałem się brzytwy

różańca. Błękity cię obmywały.

Twoje oczy mówiły miłością.

Twój głos miał zapach nieba.

Chciałem odpocząć

w zagłębieniu twojego płaszcza.

W czółnie twoich dłoni.

Zamykałem oczy

i przechylałem się na stronę śmierci,

a ty łapałaś mnie w locie.

Nakrywałaś mój płomyk dłońmi,

żeby ocalić go przed maczetą nocy.

W szczelinę po moim sercu

wkładałaś swoje serce.

Chociaż przepaść,

którą miałem w sobie

nie była na twój kształt,

bo nie miała końca.

Rozsypałaś siebie,

rozdałaś siebie wszystkim.

Włócznia ognia przeniknęła

cię do końca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *