Głos
Znał ten stukot odkąd pamiętał. Kiedy był dzieckiem nawet go lubił. Nieraz wydawało mu się, że to nie stukot, ale jakieś słowa. Szedł do szkoły – stukot, płakał – stukot, biegł za piłką – stukot. Czasem szybszy, czasem wolniejszy. Zawsze w sercu, jakby ktoś tam zamknięty wołał, żeby go uwolnić. Potem głos ten zaczął go denerwować. Starał się o nim zapomnieć, ale ten ktoś, może motyl zamknięty w jego sercu, niestrudzenie o sobie przypominał, trzepotał skrzydłami. Któregoś dnia postanowił go uciszyć . Wypił butelkę jakiegoś płynu, po którym spał kilkanaście godzin. Niewiele pomogło, motyl powoli rozpostarł zmoczone skrzydła. Mężczyzna wypowiedział wojnę motylowi. Zakrzyczał go głośną muzyką, otumanił kolorowymi tabletkami. Postanowił bardziej skupić się na zarabianiu pieniędzy, polityce, podyplomowych studiach. Którejś nocy spadł deszcz, mężczyzna jechał bardzo szybko samochodem. Pamiętał tylko, że naciska hamulec i chce się zatrzymać, ale auto dalej sunie po jezdni.
Po raz pierwszy tak wyraźnie usłyszał go w szpitalu. Tak samo jak w dzieciństwie. Teraz nawet dało się zrozumieć jakieś słowa. Głos miał w sobie jakąś słodycz i tym razem chciał go słuchać. Wszystko co miał i co osiągnął, wydało mu się nic nie warte w porównaniu z tym głosem.
– Jesteś – powiedział.
– Jestem – odrzekł głos.
– Mów do mnie – poprosił go.
– Cieszę się, że chcesz mnie słuchać. Jesteś moim drogocennym skarbem.
– Kto? Ja?
– Płakałem z tobą, gdy płakałeś. Trzymałem cię za rękę, kiedy cię bili. Byłem zmęczony, kiedy ty byłeś zmęczony. Cieszyłem się, kiedy ty się cieszyłeś.
– Dlaczego to mówisz? Tyle lat próbowałem zapomnieć o tobie. Złościło mnie to, zupełnie jakby ktoś się o coś dopominał albo chciał zwrócić na siebie uwagę. Dlaczego nie zrezygnowałeś i nie przestałeś się dobijać?
– Po prostu cię kocham. Twoje serce dla mnie jest niebem. Nigdy nie rezygnuję z tych, których kocham. Zawsze walczę do końca.
– Skąd się wziąłeś?
– Zawsze tu jestem.
– Nie odejdziesz?
– Nie, chyba, że mi każesz.
– Nie znałem cię. Chcę z tobą być.
– Nawet nie wiesz co poczułem, kiedy to powiedziałeś. Dla takiej chwili było warto to wszystko… Ale ciebie jeszcze wtedy nie było na świecie. Znałem cię, jeszcze zanim… Widzę, że jesteś zmęczony. Zaśnij, odpocznij. Niedługo wyzdrowiejesz i wyjdziesz stąd.
– Nie chce mi się spać. Teraz kiedy cię poznałem, chcę być przy tobie.
– Gdy stąd wyjdziesz, nie zawsze będziesz mnie słyszał tak jak dzisiaj. Czasem kiedy będziesz zajęty, nie będę chciał ci przeszkadzać. Innym razem pomyślisz, że mnie z tobą nie ma, ale to będzie nieprawda. Zawsze jestem z tobą. Teraz odpocznij.
– Całe ciało mnie boli. Wiesz, ile miałem szwów? Widziałeś kiedyś takie rany?
– Tak, mam podobne.
– Skąd je masz?
– Kiedyś, dawno temu ludzie, których kocham postanowili mnie zabić.
– Ciebie? Dlaczego?
– Nie chcieli mnie wśród siebie. Dla niektórych wydawałem się groźny.
– Skoro cię zabili, to dlaczego żyjesz?
– Jestem życiem.
Chwilę później mężczyzna zasnął. Spędził jeszcze jakiś czas w szpitalu. Ludzie, którzy go odwiedzali nie mogli poznać jego twarzy. Mieli wrażenie, że jest w niej coś jasnego i dobrego. Kiedy rozmawiał z nimi i uśmiechał się, czuli dziwne poruszenie w sercu i jakieś ciepło, które było jak niewidzialne przytulenie. Tak już było zawsze. W słowach, gestach i wyrazie twarzy mężczyzny pojawiło się coś, co sprawiało, że innych ogarniało światło.